piątek, 15 sierpnia 2014

Rozdział dwudziesty siódmy

Otworzył przede mną białe drzwi na końcu korytarza i pokazał rękę, abym weszła. Podziękowałam mu i przekroczyłam próg pokoju. Zakryłam buzię ręką, gdy zobaczyłam bruneta, który leżał na łóżku.
-Podałem mu środki przeciwbólowe i nasenne, dlatego jest nieprzytomny.- w mich oczach zebrały się łzy, gdy widziałam go w takim stanie.
-Mógłbyś zostawić nas samych?- pociągnęłam nosem. Przytaknął i zamknął drzwi. Niepewnie podeszłam do wielkiego łóżka i usiadłam na jego skraju. Spojrzałam smutna na niego. Gdy widziałam go takiego moje serce wręcz łamało się. Drżącą dłoń  położyłam jego ramieniu, walcząc z łzami. Kciukiem delikatnie tarłam jego skórę. Uwielbiałam go dotykać, ale wtedy bałam się, że zrobię mu krzywdę. – Bałam się o ciebie-odezwałam się, ale byłam pewna, że mnie nie słyszy.-Myślałam, że stało ci się coś o wiele gorszego, że cię zabił. Nie strasz mnie już tak, proszę- spojrzałam na jego spokojną twarz. – wiesz, że znaczysz dla mnie wiele. A jeżeli nie wiesz, to ci to powiem. Muszę. Pamiętasz jak na samym początku powiedziałeś, że jesteś porąbany? To nie twoja wina, twoje życie jest porąbanie, nie ty. Tak naprawdę świetny z ciebie facet, ale nie wiem, czy dam radę to wszystko przetrwać. Ty już przywykłeś do takich sytuacji, ale ja nie. Nie jestem pewna, czy aby chcę. Prawdę mówiąc boję się tego. Najchętniej schowałabym głowę w piasek jak strusie w kreskówkach.  Nie przyznałam się do tego, ale ja… kocham cię. To znacznie utrudnia mi decyzję. Nie wiem, czy potrafiłabym teraz odejść. Chciałabym spróbować, ale boję się. –spuściłam głowę. Delikatnie przejechałam paznokciami po jego skórze, aż do dłoni, którą ścisnęłam. Ledwo zauważalnie się uśmiechnęłam. Podniosłam się z łóżka i podeszłam do drzwi. Spojrzałam na niego, zanim opuściłam pomieszczenie
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Stanęłam pod drzwiami jego pokoju po raz kolejny, ale nie wiedziałam, czy tam wejść i sprawdzić co z nim. Ostatecznie zdecydowałam się cicho nacisnąć klamkę . Na palcach weszłam do środka i zamknęłam za sobą drzwi. Odwróciłam się i spojrzałam na bruneta. Zdziwiłam się, gdy zobaczyłam, że bacznie obserwuje moje ruchy. Uśmiechnęłam się lekko i podeszłam do łóżka, na którym usiadłam.
-Cześć- szepnęłam i odwróciłam się do niego tułowiem. Sięgnęłam po jego dłoń, którą lekko ścisnęłam. Była taka zimna. Aż dreszcze mnie przeszedł. –Cieszę się, że się obudziłeś. – dodałam. Spojrzałam na nasze dłonie. Nie mogłam jakoś spojrzeć mu w oczy. – Boli cię? – niepewnie spojrzałam na jego twarz. Pokręcił lekko głową. Wzięłam powietrze do płuc, nie wiedząc jak się zachować. –Wiesz, że się bałam? Myślałam, że stało ci się coś gorszego. Harry to świetny przyjaciel- westchnęłam.- Nie strasz mnie już tak- podniosłam nasze dłonie i pocałowałam jego.
-Nie musisz się obawiać- mruknął cicho. Oczy zaczęły mnie piec, ale nie pozwoliłam, aby łzy, które się tam formowały, wypłynęły. – Wszystko dobrze?-spytał po chwili. Bez wahania potrząsnęłam twierdząco głową. – Na pewno?-spytał znowu.
-Nic mi nie jest, naprawdę- zapewniłam go. –Em… Justin?
-Tak?
-Czy twoje życie będzie cały czas tak wyglądać?- nie byłam pewna swoich słów. Nie wiedziałam nawet dokąd zmierzam. Spojrzał na  mnie zdziwiony i chyba zawiedziony. Cóż, nie dziwię się.
-Tak-powiedział bez uczuć. Spuściłam wzrok.
-To twoje życie, ale nie moje. Nie wiem, czy dam radę.
-Chcesz przez to powiedzieć, że odchodzisz?-spytał. Otworzyłam usta, ale je zamknęłam. Co miałam mu odpowiedzieć?
-Ja…-zaczęłam. Nie mogłam złożyć żadnego spójnego, czy logicznego zdania.
-Abi, powiedz to. Nawet tego się boisz?-zadrwił. Wzięłam głęboki oddech. Podjęłam już decyzję.
-Nie, nie chcę przez to powiedzieć, że odchodzę.- przyznałam. Moje serce biło niesamowicie szybko. Sama się sobie dziwiłam, że tak postępuję. Rozum mówił mi, żebym uciekła od niego bardzo daleko, ale serce opieprzało rozum, że tak pomyślał. Pierwszy raz pokochałam kogoś tak naprawdę. – Po prostu boję się, okay? Boję się, że nie dam rady. To co dzisiaj zobaczyłam… To było straszne. Wiem, że powinnam odejść, ale coś sprawia, że nie mogę. To coś co do ciebie czuję. Teraz na pewno uważasz mnie za wariatkę, ale taka jest prawda. – odważyłam spojrzeć się na niego. Wpatrywał się we mnie bez mrugnięcia. Mój żołądek nieprzyjemnie się ścisnął. Czułam jak narobiłam sobie wstydu u niego. – Pójdę już- mruknęłam i wstałam z łóżka. Szybko przeszłam przez pokój i wyszłam z niego. Zamknęłam za sobą drzwi i oparłam się o nie, a następnie zjechałam aż na ziemię. Podkuliłam kolana do klatki piersiowej i objęłam je rękami.  Zaśmiałam się. Byłam taka głupia. Nie wiem co myślałam sobie. Idiotka ze mnie. Podniosłam się i przeszłam przez korytarz. Usiadłam w  salonie i rozejrzałam się po nim. Był ciekawy. Nagle zadzwonił mój telefon. Wyciągnęłam go z kieszeni i zobaczyłam, że dzwoni Robert.
-Tak słucham- rzuciłam monotonnie. Ni stać mnie był ona coś lepszego. Sory…
-Boże, Abi. Bałem się o ciebie. Sprzątaczki znalazły w waszym mieszkaniu zwłoki jakiejś dziewczyny i wasze rzeczy. Bałem się.
-Przepraszam. Miałam zadzwonić, ale wciąż próbuję otrząsnąć się z szoku. – wymyśliłam na poczekaniu. Musiałam grać.
-Rozumiem cię. Gdzie Justin?-spytał. Zamknęłam oczy i starałam się coś wymyślić.
-On zostawił jedynie rzeczy w mieszkaniu i… musiał pojechać gdzieś w nagłe sprawie. Nie zadzwoniłam nawet do niego. – proszę, uwierz w to…
-Rozumiem- boże, dziękuję ci- Postanowiłem, że to nie jest zbyt bezpieczne, byście wracali tam. Postanowiłem kupić wam dom. Nie wybaczył bym sobie, gdyby ci coś się stało. – przyznał. Masz zatrzymać się dzisiejszej nocy?
-Tak, mam- odpowiedziałam. Chciałam już zakończyć tą rozmowę.
-Wspaniale. Przyślę ci jutro adres.
-Dobrze, pa- chciałam się rozłączyć
-Czekaj… Proszę cię uważaj na siebie- westchnął, a potem się rozłączył.
-Kto dzwonił?-spytał John, który wszedł do salonu. Podskoczyłam. Przestraszył mnie.
-Mąż mojej mamy- oznajmiłam. – Znaleźli ciało w mieszkaniu-westchnęłam. – Powiedział, że nie będę już tam z Justinem mieszkać. – spuściłam wzrok.
-Czekaj, co? – przerwał mi- Wy mieszkacie razem?! Czemu nic o tym nie wiem?!
-Myślałam, że wiesz. Od 4 miesięcy razem mieszkamy. Po tym jak oni zmusili nas do podpisania papierów. – rozszerzyłam oczy. Kurczę, nie miałam tego mówić….
-Jakich papierów?-zapytał.
-No wiesz- skrzywiłam się.
-Abi, mów mi zaraz, jakich papierów.!
-Takich, według których prawnie jesteśmy razem. – mruknęłam.
-Chcesz mi powiedzieć, że zmusili was do ślubu?!- przytaknęłam lekko głową.  –Wiedziałem, że May jest głupia, ale że aż tak- potarł skronie.
-Nie przejmuj się. Idź lepiej sprawdzić, co z Justinem.
-A co z tobą?
-Idź ty. – wskazałam na korytarz. Przytaknął. 

1 komentarz:

  1. Rozdział ciekawy. Szkoda że nie nic nie odpowiedział na jej wyznanie ale mam nadziei że się po między nimi ułoży
    Czekam z niecierpliwością na nn ;)
    Kicia

    OdpowiedzUsuń