Obudziło mnie mocne trzęsienie moim ciałem. Otworzyłam oczy
i spojrzałam na osobę, która to robiła. Nie zdziwiłam się, gdy spotkałam brąz tęczówki.
Puścił mnie i zniknął za drzwiami. Przetarłam oczy i podniosłam się do pozycji
siedzącej. Westchnęłam i wstałam z łóżka. Podeszłam do garderoby, gdzie
wybrałam białą bieliznę. Prysznic postanowiłam wziąć po powrocie ze szkoły. Zdecydowałam
się na dżinsowe spodenki , czarne rajstopy i czarną koszulkę. Szybko ubrałam
to, a dodatkowo założyłam jeszcze dżinsową kurteczkę i czerwone szpilki, pasujące
do stroju. Opuściłam garderobę i dostrzegłam siedzącego Justina na łóżku.
Zmarszczyłam brwi i poszłam do łazienki. Zmyłam tam stary makijaż i zrobiłam
nowy, składający się z pomalowania tuszem rzęsy i ust błyszczykiem. Policzki
musnęłam też lekko rożem i byłam gotowa. Opuściłam pomieszczenie i wzięłam torebkę.
Zeszłam do kuchni, gdzie Justin siedział przy stole i coś przeżuwał. Wywróciłam
oczami i podeszłam do lodówki, biorąc z niej jabłko.
-Idziesz do szkoły?-spytałam niepewnie
-Na to wygląda- odparł chłodno. Ej, co ja mu zrobiłam?!. Przytaknęłam i usiadłam naprzeciwko niego. Szybko zjadłam zieloniutkie jabłuszko i wyrzuciłam ogryzek do kosza.- muszę iść po szkole do centrum, wybierasz się ze mną?-powiedział łagodnie. Co jest grane? W jednej chwili z totalnie złego przemienia się w przytulnego baranka.
-Emm… mogę iść- przyznałam niepewnie. Spojrzał na mnie swoimi przenikliwie brązowymi oczami, a kącik jego ust uniósł się trochę do góry. Serio, potrzeba mu psychologa. Wzruszyłam ramionami i wstałam z krzesła. Brunet zrobił to samo i opuściliśmy mieszkanie. Zjechaliśmy do podziemnego garażu, a stamtąd, samochodem ruszyliśmy do szkoły. Cała droga minęła nam w ciszy. Moje myśli wciąż powracały do sytuacji z wczoraj. Był to niezwykle gorący wieczór. Moje policzki od razu zrobiły się różowe.
-Idziesz do szkoły?-spytałam niepewnie
-Na to wygląda- odparł chłodno. Ej, co ja mu zrobiłam?!. Przytaknęłam i usiadłam naprzeciwko niego. Szybko zjadłam zieloniutkie jabłuszko i wyrzuciłam ogryzek do kosza.- muszę iść po szkole do centrum, wybierasz się ze mną?-powiedział łagodnie. Co jest grane? W jednej chwili z totalnie złego przemienia się w przytulnego baranka.
-Emm… mogę iść- przyznałam niepewnie. Spojrzał na mnie swoimi przenikliwie brązowymi oczami, a kącik jego ust uniósł się trochę do góry. Serio, potrzeba mu psychologa. Wzruszyłam ramionami i wstałam z krzesła. Brunet zrobił to samo i opuściliśmy mieszkanie. Zjechaliśmy do podziemnego garażu, a stamtąd, samochodem ruszyliśmy do szkoły. Cała droga minęła nam w ciszy. Moje myśli wciąż powracały do sytuacji z wczoraj. Był to niezwykle gorący wieczór. Moje policzki od razu zrobiły się różowe.
Wjechałam na szkolny parking i znowu spotkałam się z
nieprzyjemnymi spojrzeniami. Serio o co im do cholery chodzi?. Opuściliśmy
samochód i od razu udaliśmy się do szkoły. Wzięłam z szafki książki z chemii i
razem z brunetem poszliśmy pod jego szafkę. Wyjął z niej książki do
angielskiego i odwrócił do mnie
-Widzimy się na lunchu?-spytał.
-Tak- uśmiechnęłam się lekko. Założyłam kosmyk włosów za ucho i spojrzałam na niego spod pomalowanych rzęs. Zaśmiał się i pokręcił zrezygnowany głową. Pocałował mój policzek.
-Widzimy się potem- mrugnął do mnie i odszedł. Wywróciłam oczami i poszłam pod salę chemiczną.
-Widzimy się na lunchu?-spytał.
-Tak- uśmiechnęłam się lekko. Założyłam kosmyk włosów za ucho i spojrzałam na niego spod pomalowanych rzęs. Zaśmiał się i pokręcił zrezygnowany głową. Pocałował mój policzek.
-Widzimy się potem- mrugnął do mnie i odszedł. Wywróciłam oczami i poszłam pod salę chemiczną.
Podpierałam brodę i próbowałam nie zasnąć na głupiej lekcji,
jaką był francuski. Babka nawijała coś w tym języku, ale jej nie słuchałam.
Stukałam swoim niebieskim długopisem o zeszyt i beznamiętnie gapiłam się w
zapisaną, niezwykle niezgrabnym pismem, kartkę. Poczułam wibracje w kieszeni. Zamrugałam kilkakrotnie i
wyciągnęłam komórkę ze spodenek. Odblokowałam ją i czekała na mnie wiadomość z
zastrzeżonego numeru. Zmarszczyłam brwi, ale otworzyłam ją. Jej treść niezwykle
mnie zaintrygowała :” Zauroczył Cię widok
rozpalonego ciała, kropel potu na jego szyi. Podobało Ci się tajemnicze
spojrzenie podarowane ukradkiem. Nie oparłeś się pozwoliłaś na dotyk nieznanych
ust, odważnych dłoni. Bez wstydu, zrobiłaś to znów”. Kto do cholery takie coś
wysłał?! Jeżeli Justin robi sobie ze mnie jaja, to my dokopię.
-Przeszkadzam pani w czymś, panno Kerr?-spytała pani Josephen
-Nie, może pani kontynuować- uśmiechnęłam się fałszywie. Jeszcze tego mi brakowało. Nauczycielka otworzyła usta, ale nic nie powiedziała, bo zabrzmiał dzwonek. Uśmiechnęłam się pod nosem. Szybko wzięłam zeszyt i podręcznik, a potem wyszłam z klasy. Podeszłam pod szafkę i otworzyłam ją. Wpakowałam tam książki. Dwie duże zimne dłonie wylądowały na moich oczach. Przełknęłam ślinę, ale postanowiłam zachować zimną krew. Moje ciało się napięło. Nie chciałam powtórki z tego co wydarzyło się w poniedziałek. Przyłożyłam ręce do tajemniczych dłoni, ale wydawały się znajome. To Justin.!
-To co, idziemy?-spytał, gdy odwróciłam się do niego przodem.
-Jasne- zająkałam się. Naciągnęłam mocniej pasek torebki na ramię i mocno go chwyciłam. Zatrzasnęłam szafkę i ramię w ramię wyszliśmy ze szkoły.
-Dzisiaj trzeba jechać do Roberta, bo miał nam załatwić bilety do Stratford – zaczął Justin, gdy podeszliśmy do mojego samochodu. Od razu się wyprostowałam. Błagam, ja nie chcę!
-Jedź tam sam- jęknęłam- Nie chcę ich widzieć- wycedziłam przez zęby.
-Nie, pojedziemy tam razem-spojrzał na mnie wymownie. Skrzywiłam się i jęknęłam niezadowolona.
-Jak chcesz- wywróciłam oczami. Odpaliłam samochód i skierowałam się w stronę centrum. Droga na szczęście nie była długa i chwilę później zaparkowałam swojego skarba na parkingu. Opuściłam samochód naburmuszona. Nie chciałam do nich jechać.
-Nie bądź za to zła. Dorze wiesz, że mam rację.
-Nic nie mówię- jęknęłam.
-Dobra- wywrócił oczami. – Idź gdzie chcesz, a ja muszę spotkać się tylko z przyjacielem. Okay?- pokiwałam jedynie głową i odwróciłam się na pięcie. Ruszyłam w stronę pierwszego sklepu z sukienkami. Od razu, gdy weszłam do środka poczułam charakterystyczny zapach nowości. Uśmiechnęłam się i podeszłam do wieszaków. Sukienki miały różne kolory, ale ja najpierw zdecydowałam się na małą czarną z odkrytymi plecami. Wybrałam swój rozmiar i przewiesiłam przez ramię. W następnej kolejności podeszłam do sukienki w kolorze pudru. Tył był długi, a przód przeciwnie. Całość była z lekkiego materiału, co dodawało jej więcej urody. Od razu wzięłam odpowiedni rozmiar i starannie ułożyłam na czarnej sukience. Zdecydowałam się jeszcze na intensywnie czerwoną, do kostek, także z lekkiego materiału. W górnej części była z cekinów, co dodawało jej uroku. Wzięłam pasującą i ułożyłam na pozostałych dwóch. Podeszłam do kasy, przy której siedziała młoda ekspedientka. Żuła niestarannie gumę, co przyprawiało mnie o wymioty.
-Sześć tysięcy dolarów- rzekła. Wyciągnęłam z torebki swój portfel i podałam jej swoją kartę. Po tym jak zapłaciłam zapakowała je do torby i podała mi, tak samo jak kartę. Podziękowałam jej i wyszłam ze sklepu. Postanowiłam wstąpić do Mango. Od razu po przekroczeniu progu sklepu rzuciło mi się w oczy moje zdjęcie na ścianie. To jest plus bycia fotomodelką. Wchodzisz do sklepu i widzisz swoją twarz. Bezcenne uczucie.
-To zaszczyt widzieć tu panią- powiedziała pani w średnim wieku
-Oh, dziękuję- uśmiechnęłam się promiennie. Podeszłam do wieszaków, których zaczęłam brać przypadkowe rzeczy w moim rozmiarze. Zawsze tak robiłam. Lubiłam potem sprawdzać co kupiłam w domu. Kiedy nazbierała się tego spora ilość podeszłam do kasy. Sprzedawczyni była z zdziwiona moimi sporymi rzeczami, ale zbytnio się tym nie przejęłam. Zapłaciłam za ubrania i obładowana sześcioma torbami wyszłam ze sklepu. Nigdzie nie widziałam Justina, więc postanowiłam iść do Starbuck. Usiadłam przy stoliku przy oknie, aby mieć widok na ludzi, chodzących po centrum. Nudziło się jak cholera.
-Dzień dobry, mogę coś podać?-spytała kelnerka. Spojrzałam na nią i zjechałam wzrokiem. Była bardzo wysoka i miała długie tlenione blond włosy. Jej niebieskie tęczówki przeszywały mnie. Miała na sobie spodenki i top z logiem firmy.
-Expresso- odpowiedziałam. Ona jedynie przytaknęła i zniknęła w jakimś pomieszczeniu. Podparłam głowę ręką i spojrzałam w szybę. Patrzyłam na wszystkich w centrum, aż mój wzrok powędrował na Justina w towarzystwie jakiegoś wysokiego dobrze zbudowanego mężczyzny. Miał bardzo wyraźne rysy twarzy i był łysy. Blizny na twarzy i głowie, a także mroczne tatuaże przerażały mnie i na pierwszy rzut oka nie był godny uwagi i zachodu. Mówili coś do siebie, zanim ten pokazał na mnie palcem. Oczy bruneta rozszerzyły się i zaczął chyba na niego krzyczeć. Byłam totalnie zdezorientowana. O co im chodziło? Odwróciłam wzrok i spuściłam go na swoje pomalowane paznokcie.
-Twoja kawa- powiedziała uprzejmie kelnerka. Uśmiechnęłam się do niej i podziękowałam. Podniosłam filiżankę i upiłam mały łyczek czarnej cieczy. Mój telefon zawibrował, informując mnie o nowej wiadomości. Wyciągnęłam go z kieszeni i odblokowałam. Wiadomość znowu została wysłana z zastrzeżonego numeru. Nie bawiło mnie to. „ Pytania i odpowiedzi. Ale cóż, jeżeli są pytania, a żadnej odpowiedzi?” Że co do cholery? Kto to wysyła? Agresywnie z lekkim hukiem położyłam komórkę na stole. Zamknęłam oczy i ścisnęłam nasadę nosa. Głowa dziwnie mi pulsowała, co niczego nie ułatwiało. Rozchyliłam powieki i sięgnęłam po kawę. Wypiłam ją duszkiem, ponieważ było już zimna. Spojrzałam ponownie w szybę, ale nie zobaczyłam już ich. Wypuściłam nerwowo powietrze z płuc. Poczułam dużą dłoń na ramieniu. Zamarłam. Niepewnie odwróciłam głowę. Gdy tylko zobaczyłam przed sobą bruneta od razu odetchnęłam z ulgą
-Nie strasz mnie tak- syknęłam. Podniosłam się z fotela i złapałam za swoje torby z ubraniami.
-Daj, wezmę to- powiedział i wyrwał mi reklamówki. Uśmiechnęłam się pod nosem. Wyszliśmy z kawiarni w totalnej ciszy. Justin wrzucił torby na tylne siedzenie i zajął miejsce pasażera. Także wsiadłam do auta i wyjechałam na ulicę. Droga do domu Roberta zajęła mi ponad pół godziny, w ciągu których nie rozmawialiśmy ze sobą. W mojej głowie było sporo pytań odnośnie jego tajemniczego spotkania, tego mężczyzny i innych rzeczy. Intrygowało mnie to, ale nie byłam do końca pewna, czy oby chcę poznać wszystkie fakty.
-Przeszkadzam pani w czymś, panno Kerr?-spytała pani Josephen
-Nie, może pani kontynuować- uśmiechnęłam się fałszywie. Jeszcze tego mi brakowało. Nauczycielka otworzyła usta, ale nic nie powiedziała, bo zabrzmiał dzwonek. Uśmiechnęłam się pod nosem. Szybko wzięłam zeszyt i podręcznik, a potem wyszłam z klasy. Podeszłam pod szafkę i otworzyłam ją. Wpakowałam tam książki. Dwie duże zimne dłonie wylądowały na moich oczach. Przełknęłam ślinę, ale postanowiłam zachować zimną krew. Moje ciało się napięło. Nie chciałam powtórki z tego co wydarzyło się w poniedziałek. Przyłożyłam ręce do tajemniczych dłoni, ale wydawały się znajome. To Justin.!
-To co, idziemy?-spytał, gdy odwróciłam się do niego przodem.
-Jasne- zająkałam się. Naciągnęłam mocniej pasek torebki na ramię i mocno go chwyciłam. Zatrzasnęłam szafkę i ramię w ramię wyszliśmy ze szkoły.
-Dzisiaj trzeba jechać do Roberta, bo miał nam załatwić bilety do Stratford – zaczął Justin, gdy podeszliśmy do mojego samochodu. Od razu się wyprostowałam. Błagam, ja nie chcę!
-Jedź tam sam- jęknęłam- Nie chcę ich widzieć- wycedziłam przez zęby.
-Nie, pojedziemy tam razem-spojrzał na mnie wymownie. Skrzywiłam się i jęknęłam niezadowolona.
-Jak chcesz- wywróciłam oczami. Odpaliłam samochód i skierowałam się w stronę centrum. Droga na szczęście nie była długa i chwilę później zaparkowałam swojego skarba na parkingu. Opuściłam samochód naburmuszona. Nie chciałam do nich jechać.
-Nie bądź za to zła. Dorze wiesz, że mam rację.
-Nic nie mówię- jęknęłam.
-Dobra- wywrócił oczami. – Idź gdzie chcesz, a ja muszę spotkać się tylko z przyjacielem. Okay?- pokiwałam jedynie głową i odwróciłam się na pięcie. Ruszyłam w stronę pierwszego sklepu z sukienkami. Od razu, gdy weszłam do środka poczułam charakterystyczny zapach nowości. Uśmiechnęłam się i podeszłam do wieszaków. Sukienki miały różne kolory, ale ja najpierw zdecydowałam się na małą czarną z odkrytymi plecami. Wybrałam swój rozmiar i przewiesiłam przez ramię. W następnej kolejności podeszłam do sukienki w kolorze pudru. Tył był długi, a przód przeciwnie. Całość była z lekkiego materiału, co dodawało jej więcej urody. Od razu wzięłam odpowiedni rozmiar i starannie ułożyłam na czarnej sukience. Zdecydowałam się jeszcze na intensywnie czerwoną, do kostek, także z lekkiego materiału. W górnej części była z cekinów, co dodawało jej uroku. Wzięłam pasującą i ułożyłam na pozostałych dwóch. Podeszłam do kasy, przy której siedziała młoda ekspedientka. Żuła niestarannie gumę, co przyprawiało mnie o wymioty.
-Sześć tysięcy dolarów- rzekła. Wyciągnęłam z torebki swój portfel i podałam jej swoją kartę. Po tym jak zapłaciłam zapakowała je do torby i podała mi, tak samo jak kartę. Podziękowałam jej i wyszłam ze sklepu. Postanowiłam wstąpić do Mango. Od razu po przekroczeniu progu sklepu rzuciło mi się w oczy moje zdjęcie na ścianie. To jest plus bycia fotomodelką. Wchodzisz do sklepu i widzisz swoją twarz. Bezcenne uczucie.
-To zaszczyt widzieć tu panią- powiedziała pani w średnim wieku
-Oh, dziękuję- uśmiechnęłam się promiennie. Podeszłam do wieszaków, których zaczęłam brać przypadkowe rzeczy w moim rozmiarze. Zawsze tak robiłam. Lubiłam potem sprawdzać co kupiłam w domu. Kiedy nazbierała się tego spora ilość podeszłam do kasy. Sprzedawczyni była z zdziwiona moimi sporymi rzeczami, ale zbytnio się tym nie przejęłam. Zapłaciłam za ubrania i obładowana sześcioma torbami wyszłam ze sklepu. Nigdzie nie widziałam Justina, więc postanowiłam iść do Starbuck. Usiadłam przy stoliku przy oknie, aby mieć widok na ludzi, chodzących po centrum. Nudziło się jak cholera.
-Dzień dobry, mogę coś podać?-spytała kelnerka. Spojrzałam na nią i zjechałam wzrokiem. Była bardzo wysoka i miała długie tlenione blond włosy. Jej niebieskie tęczówki przeszywały mnie. Miała na sobie spodenki i top z logiem firmy.
-Expresso- odpowiedziałam. Ona jedynie przytaknęła i zniknęła w jakimś pomieszczeniu. Podparłam głowę ręką i spojrzałam w szybę. Patrzyłam na wszystkich w centrum, aż mój wzrok powędrował na Justina w towarzystwie jakiegoś wysokiego dobrze zbudowanego mężczyzny. Miał bardzo wyraźne rysy twarzy i był łysy. Blizny na twarzy i głowie, a także mroczne tatuaże przerażały mnie i na pierwszy rzut oka nie był godny uwagi i zachodu. Mówili coś do siebie, zanim ten pokazał na mnie palcem. Oczy bruneta rozszerzyły się i zaczął chyba na niego krzyczeć. Byłam totalnie zdezorientowana. O co im chodziło? Odwróciłam wzrok i spuściłam go na swoje pomalowane paznokcie.
-Twoja kawa- powiedziała uprzejmie kelnerka. Uśmiechnęłam się do niej i podziękowałam. Podniosłam filiżankę i upiłam mały łyczek czarnej cieczy. Mój telefon zawibrował, informując mnie o nowej wiadomości. Wyciągnęłam go z kieszeni i odblokowałam. Wiadomość znowu została wysłana z zastrzeżonego numeru. Nie bawiło mnie to. „ Pytania i odpowiedzi. Ale cóż, jeżeli są pytania, a żadnej odpowiedzi?” Że co do cholery? Kto to wysyła? Agresywnie z lekkim hukiem położyłam komórkę na stole. Zamknęłam oczy i ścisnęłam nasadę nosa. Głowa dziwnie mi pulsowała, co niczego nie ułatwiało. Rozchyliłam powieki i sięgnęłam po kawę. Wypiłam ją duszkiem, ponieważ było już zimna. Spojrzałam ponownie w szybę, ale nie zobaczyłam już ich. Wypuściłam nerwowo powietrze z płuc. Poczułam dużą dłoń na ramieniu. Zamarłam. Niepewnie odwróciłam głowę. Gdy tylko zobaczyłam przed sobą bruneta od razu odetchnęłam z ulgą
-Nie strasz mnie tak- syknęłam. Podniosłam się z fotela i złapałam za swoje torby z ubraniami.
-Daj, wezmę to- powiedział i wyrwał mi reklamówki. Uśmiechnęłam się pod nosem. Wyszliśmy z kawiarni w totalnej ciszy. Justin wrzucił torby na tylne siedzenie i zajął miejsce pasażera. Także wsiadłam do auta i wyjechałam na ulicę. Droga do domu Roberta zajęła mi ponad pół godziny, w ciągu których nie rozmawialiśmy ze sobą. W mojej głowie było sporo pytań odnośnie jego tajemniczego spotkania, tego mężczyzny i innych rzeczy. Intrygowało mnie to, ale nie byłam do końca pewna, czy oby chcę poznać wszystkie fakty.
Zaparkowałam na podjeździe i pełna obaw i zdenerwowana
opuściłam samochód. Moje dłonie pociły się. Justin spojrzał na mnie pytająco,
ale ja jedynie pokręciłam głową. Podszedł do drzwi i zadzwonił dzwonkiem.
Niedługo po tym drzwi otworzyła Selena.
-O cześć- uśmiechnęła do niego. Nienawidzę tej dziwki. –A ty co tu robisz, nie jesteś tu mile widziana- powtarza się.
-Za to ty jesteś? Weź nie rozśmieszaj mnie- popchnęłam ją i weszłam do środka, ciągnąc za sobą bruneta. W korytarzu stanęła moja matka, a moje serce jakby zamarło. Moje ciało od razu ogarnęła niesamowita złość. Zacisnęłam mocno szczękę, starając się nic nie powiedzieć.
-Jest Robert?-spytał Jus. Ona pokiwała głową i zniknęła w gabinecie mężczyzny. Zaraz po tym Robert wyszedł z pomieszczenia i zaprosił go do środka. Mój żołądek nieprzyjemnie się ścisnął, gdy May patrzyła na mnie przeszywającym wzrokiem.
-To co wydarzyło się…-zaczęła, ale nie dałam jej skończyć, Nie chciałam jej słuchać. Miałam jej dość.
-Kpisz sobie ze mnie? Po ty co zrobiłaś, masz czelność się do mnie odzywać?- mój ton był przerażająco zimny.
-Masz rację, przepraszam- przyznała. Moja złość powiększyła się jeszcze bardziej.
-Myślisz, że od tak ci wybaczę? Podjęłaś za mnie jedną z najważniejszych decyzji w życiu.
-Przepraszam- westchnęła. Do moich oczu napłynęły łzy, ale zamrugałam kilkakrotnie, aby je zneutralizować. Nie miałam pojęcia jak się teraz zachować. Wyminęłam ją i usiadłam w salonie na kanapie. Spuściłam wzrok na palce, którymi zaczęłam się bawić. Minuty dłużyły mi się jak godziny. Miałam ochotę stamtąd wybiec. Atmosfera przytłaczała mnie.
Kiedy drzwi gabinetu otworzyły się odetchnęłam z ulgą i poniosłam się z kanapy. Z prędkością światła pociągnęłam go do wyjścia.
-Do widzenia!-krzyknął, zanim wyszłam na zewnątrz. Bez słowa wsiadłam do auta i czekałam, aż zrobi to samo. Byłam zła, ale też smutna. Nie potrafiłam jej wybaczyć tego co zrobiła. A może nawet nie chciałam?
-I jak?-spytałam po chwili. Zdążyłam się ciut uspokoić.
-Załatwione. W piątek o 10 rano mamy lot. – oznajmił mi i pokazał bilety w dłoni. Wypuściłam powietrze z płuc, orientując się, że je wstrzymałam. Szczerze mówiąc cieszyłam się na ten wyjazd. Wreszcie od wszystkiego odpocznę.
*********************************
Witajcie miśki! Postanowiłam dodać rozdział szybciej, ponieważ szybciej go skończyłam.
-O cześć- uśmiechnęła do niego. Nienawidzę tej dziwki. –A ty co tu robisz, nie jesteś tu mile widziana- powtarza się.
-Za to ty jesteś? Weź nie rozśmieszaj mnie- popchnęłam ją i weszłam do środka, ciągnąc za sobą bruneta. W korytarzu stanęła moja matka, a moje serce jakby zamarło. Moje ciało od razu ogarnęła niesamowita złość. Zacisnęłam mocno szczękę, starając się nic nie powiedzieć.
-Jest Robert?-spytał Jus. Ona pokiwała głową i zniknęła w gabinecie mężczyzny. Zaraz po tym Robert wyszedł z pomieszczenia i zaprosił go do środka. Mój żołądek nieprzyjemnie się ścisnął, gdy May patrzyła na mnie przeszywającym wzrokiem.
-To co wydarzyło się…-zaczęła, ale nie dałam jej skończyć, Nie chciałam jej słuchać. Miałam jej dość.
-Kpisz sobie ze mnie? Po ty co zrobiłaś, masz czelność się do mnie odzywać?- mój ton był przerażająco zimny.
-Masz rację, przepraszam- przyznała. Moja złość powiększyła się jeszcze bardziej.
-Myślisz, że od tak ci wybaczę? Podjęłaś za mnie jedną z najważniejszych decyzji w życiu.
-Przepraszam- westchnęła. Do moich oczu napłynęły łzy, ale zamrugałam kilkakrotnie, aby je zneutralizować. Nie miałam pojęcia jak się teraz zachować. Wyminęłam ją i usiadłam w salonie na kanapie. Spuściłam wzrok na palce, którymi zaczęłam się bawić. Minuty dłużyły mi się jak godziny. Miałam ochotę stamtąd wybiec. Atmosfera przytłaczała mnie.
Kiedy drzwi gabinetu otworzyły się odetchnęłam z ulgą i poniosłam się z kanapy. Z prędkością światła pociągnęłam go do wyjścia.
-Do widzenia!-krzyknął, zanim wyszłam na zewnątrz. Bez słowa wsiadłam do auta i czekałam, aż zrobi to samo. Byłam zła, ale też smutna. Nie potrafiłam jej wybaczyć tego co zrobiła. A może nawet nie chciałam?
-I jak?-spytałam po chwili. Zdążyłam się ciut uspokoić.
-Załatwione. W piątek o 10 rano mamy lot. – oznajmił mi i pokazał bilety w dłoni. Wypuściłam powietrze z płuc, orientując się, że je wstrzymałam. Szczerze mówiąc cieszyłam się na ten wyjazd. Wreszcie od wszystkiego odpocznę.
*********************************
Witajcie miśki! Postanowiłam dodać rozdział szybciej, ponieważ szybciej go skończyłam.
Mam wrażenie, że tylko ja jestem tak bardzo zmęczona szkołą -,-.