piątek, 23 maja 2014

Rozdział ósmy

Gdy się obudziłam na dworze było jasno. Słońce wpadało do pokoju przez rozsunięte zasłony, nieprzyjemnie rozbudzając mnie. Przekręciłam się na drugi bok i wpadłam na kogoś. Rozchyliłam oczy i zobaczyłam Justina, który leżał obok mnie. Przetarłam oczy i podniosłam się na łokciach. Ziewnęłam i wyszłam z łóżka. Cicho przeszłam przez pokój i weszłam do salonu. Zastałam tam Pattie, która gadała z kimś przez telefon.
-No to dzisiaj o 19 u państwa- powiedziała nadzwyczaj podekscytowana. – To bardzo miłe z państwa strony. Moim zdaniem robimy dla nich dobre rzeczy. Kiedyś nam za to podziękują- szepnęła. O co jej chodzi. Nie powinnam się wtrącać do jej spraw.
-Dzień dobry- uśmiechnęłam się. Ona jedynie pomachała mi i wyszła z pokoju. Zmarszczyłam brwi i  runęłam na sofę. Mój telefon zadzwonił, a ja wzięłam go ze stołu i odebrałam przychodzące połącznie od mamy.
-Tak?-powiedziałam cicho.
-Witaj kochanie jak się czujesz?-spytała niby przyjęta. Pf. 
-Dobrze-odpowiedziałam z udawaną sympatią. Moje stosunki z mamą uległy znacznemu ochłodzeniu, kiedy wyszła za Roberta.
-Dzwonię, aby ci powiedzieć, że dzisiaj wieczorem jest przyjęcie w naszym domu- wyczuwam w jej głosie wahania.
-O której –westchnęłam. Kolejne nudne przyjęcie. Hura- ale sarkazm.
-O 19- odpowiedziała. Co oni mają z tą 19?!
-Będę-odpowiedziałam tylko i rozłączyłam się. Potarłam skronie i jęknęłam niezadowolona. Zapowiadał się ciężki dzień
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Ostatni raz spojrzałam w lustro w korytarzu, zanim zabrałam kopertówkę i opuściłam mieszkanie. Wystukując jakiś rytm nogą zjechałam do podziemnego parkingu i wsiadłam do samochodu.
Droga do domu mojej matki i ojczyma nie trwała długo. Gdy dotarłam na miejsce była 19:03, więc była spóźniona. Szybko opuściłam auto i ruszyłam do drzwi. Otworzyłam je i bez pukania weszłam do środka. Dom był już pełen różnych ludzi, których przyznaję widziałam pierwszy raz w życiu. Podeszłam do swojej mamy, która rozmawiała z jakąś kobietą z blond włosami.
-Witaj mamo- odpowiedziałam nienagannym tonem.
-O kochanie już jesteś, czyli możemy zaczynać. –kobieta odeszła- Obiecaj mi, że po tym wieczorze dalej będziesz moją córeczką. Nie chcę, aby coś się zmieniło. Obiecaj mi także, że bez sprzeciwu zrobisz pewną rzecz, proszę obiecaj mi- chwyciła moją dłoń. Patrzyłam na nią zdezorientowana. Jej wzrok zbijał mnie z tropu.
-Obiecuję- odpowiedziałam niepewna tego co chce zrobić. Chwyciła mnie za rękę i poprowadziła do gabinetu Roberta. Zmarszczyłam brwi, gdy zobaczyłam tam mojego ojczyma, Pattie, Justina i jakąś kobietę w eleganckim stroju. Coś nie grało.
- No to, jesteśmy wszyscy-odezwał się Robert. Moje serce zaczęło przyspieszać. Co oni chcą zrobić? Spojrzałam zaniepokojona na Justina, ale on jedynie posłał mi zdezorientowane spojrzenia. – Wy nie wiecie po co i dobrze, ale zaraz wam powiem. Pragnę zaznaczyć jedynie, że sprzeciw nic nie da, bo to już tylko formalność, to nasze spotkanie tutaj. – spojrzał na Pattie i moją mamę. O matko, boję się.- Uznaliśmy z mamą i Pattie, że to będzie dla was najlepsze. Ty Abi potrzebujesz kogoś z kim nie będziesz czuć się samotna.
-A ty kochanie potrzebujesz się ogarnąć- powiedziała z wyrzutem w stronę Justina. Miałam ochotę się zaśmiać. Ale szybko to minęło. Nie miałam pojęcia do czego zmierzają.
-Uzgodniliśmy, że wy dwoje będziecie sobie pomagać. Zamieszkacie razem- spojrzałam zdzwiona na bruneta, a on na mnie.
-I tak nie rozumiem-mruknął rozdrażniony brunet. Nie dziwiłam mu się, też byłam zdenerwowana na nich.
-Ożenisz się z Abi- mój tata go poinformował.
-Że co kurwa?!- wydarliśmy się razem. – Nie zgadzam się- powiedziałam z założonymi rękami.
-Obiecałaś mi- skarciła mnie mama.
-Nic mnie to nie obchodzi. Jesteś wyrodną matką!
-Spokój!- krzyknął na mnie Robert. Nie macie innego wyjścia. Wszystko już załatwione. W świetle prawa już prawie jesteście małżeństwem. – w moich oczach zebrały się łzy. Moja matka jest przebiegłą małpą.- Podpisujcie – elegancko ubrana kobieta przysunęła nam przed nos papiery. Skrzyżowałam ręce na piersiach z zabijającą miną. Miałam ochotę ich zabić.
Justin niezgrabnie i z wielką niechęcią nabazgrał podpis na papierze. Co on do cholery wyprawia?!
-Nienawidzę was wszystkich- wycedziłam przez zaciśnięte zęby. Moje słowa były przesiąknięte jadem. Przycisnęłam mocno długopis do papieru i z taką samą złością podpisałam się. Rzuciłam nim o najbliższą ścianę i obdarowałam trójkę zabijającym spojrzeniem, zanim wyszłam. Usiadłam na schodkach przed domem i po prostu się rozpłakałam. Moja mama jest pieprzona egoistką. Z jakiej racji decyduje o moim życiu, skoro jestem już dorosła?! Przyrzekłam sobie, że widzę ja ostatni raz. Ostatni!

Poczułam dłoń na plecach. Pociągnęłam nosem
-jeżeli jesteś kimś z Znienawidzonej Trójki, to odejdź- mruknęłam gniewnie. Ostatnie czego chciałam to rozmawiać z nimi.
-Spokojnie Abi, to tylko ja- głos Justina był łagodny. Poczułam jak siada obok mnie.
-Wiedziałeś o tym?-spytałam po chwili. Mój głos drżał od nadmiaru łez.
-Nie- przyznał cicho. – Wiem, że to nie spełnienie twoich marzeń, ale musimy się jakoś dogadać. Wiesz, jesteśmy na siebie skazani- zaśmiał. Uśmiechnęłam się lekko.
-Nie rozumiem, jak mówisz, że to nie spełnienie moich marzeń-zmarszczyłam brwi i spojrzałam na niego.
-Wiesz, nie jestem stworzony dla jakiejś bliskości z kobietą. Prawdę mówiąc nie byłem w jakimś poważnym związku. I słyszałaś co moja mama powiedziała. Muszę się ogarnąć. Ona jest przekonana, że mi w tym pomożesz. Moim zdaniem jestem zbyt popieprzony, aby mogłabyś mi pomóc. –spojrzałam na niego uważnie. Zmrużyłam oczy.
-Mogę spróbować, ale nic nie wyjdzie, jeżeli ty dam tego nie będziesz chcieć. – przyznałam. Wytarłam łzy. Dziękowałam Bogu, że zdecydowałam się na wodoodporny tusz.
-Chcę-odparł cicho. Spojrzał na mnie przygnębiony.
-Mogę zacząć już teraz- szepnęłam. Drżącą ręką pogładziłam jego gładką skórę na policzku. Przymknął ozy i lekko rozchylił usta. Wyglądał tak seksownie. Mój oddech był urwany, gdy zbliżyłam twarz do jego i lekko przycisnęłam swoje usta do niego. Brunet lekko zszokowany odwzajemnił gest. To był pierwszy raz, gdy pocałowaliśmy się nie zaczynając seksu, czy jakiegoś intymnego przedsięwzięcia. Był on tak delikatny, że wręcz rozpływałam się. On naprawdę dobrze całował. Pierwszy raz się and tym zastanawiałam. Jego pulchne i miękkie usta tak bardzo mnie podniecały. Czułam jak mięśnie w moim podbrzuszu zaciskają się. Jęknął, gdy przygryzłam jego wargę. Pierwszy raz miałam tak bardzo na niego ochotę.
-Pojedźmy do ciebie- mruknął mi w usta. Uśmiechnęłam się.
-Myślisz o tym samym, co ja- odpowiedziałam i wstałam z betonu. Brunet powtórzył za mną gest i poszliśmy do mojego samochodu. Otworzyłam drzwi i wsiadłam na miejsce pasażera. Wręczyłam mu klucze. Był zdziwiony, ale przyjął je i odpalił samochód. Nie miałam ochoty prowadzić tego ustrojstwa. –Wiesz chyba gdzie jechać- mruknęłam. On jedynie przytaknął i wjechał na ulicę.
**********************************
Sorka miśki, że tak późno. Zabiegany tydzień, ale na szczęście już wyczekany piątek, czyli WEEKEND! Nie wiem, czy jest osoba, która bardziej cieszy się z tego powodu. Nienawidzę szkoły -,-.
Co sądzicie o rozdziale? Napisałam go dzisiaj. zainspirowała mnie moja pani z polskiego, która na dzisiejszej lekcji opowiadała o małżeństwach z osobami, których się nie zna, dla majątku. Chyba mi to nie wyszło... Cóż, starałam się. 

2 komentarze:

  1. Z tym małżeństwem to trochę nierealne, ale to daje ciekawy motyw ♥
    Świetne!

    OdpowiedzUsuń