poniedziałek, 19 maja 2014

Rozdział siódmy

Obudził mnie głośny dźwięk budzika, który uporczywie nie chciał się wyłączyć. Jęknęłam niezadowolona i przykryłam głowę poduszką. Po kilku minutach uporczywego dzwonienia zwlekłam się z łóżka i wyłączyłam to cholerstwo. Przetarłam zaspane oczy i na oślep poszłam do łazienki. Zdjęłam z  siebie piżamę i weszłam pod prysznic. Włączyłam zimną wodę, aby ta mnie rozbudziła, co nie specjalnie wyszło. Wyszłam z kabiny i owinęłam ręcznik wokół mojego ciała. Stanęłam przed lustrem, gdzie zmyłam makijaż z wczoraj i pomalowałam rzęsy tuszem, oraz usta moja ulubioną czerwoną szminką od Chanel. Rozczesałam włosy i związałam je w kucyka.  Wróciłam do pokoju, gdzie w garderobie ubrałam czarną bieliznę. Wyszukałam białe rurki i beżową luźną tunikę. Założyłam na siebie ten strój i spojrzałam w lustro, aby ocenić mój wygląd. Nie było źle, ale mogłam się bardziej postarać. Na nogi wsunęłam botki w kolorze bluzki i zabrałam swoją torbę. Zeszłam do kuchni, gdzie zabrałam jabłko i wyszłam z mieszkania. Szybko zjechałam do garażu i wsiadłam do auta. Wyjechałam nim na ulicę i skierowałam się do szkoły. Na zegarze w moim samochodzie była 7:44, co oznaczało, że mam 16 minut do rozpoczęcia lekcji. Na parking wjechałam o 7:52. Zaparkowałam na miejscu co w piątek i opuściłam samochód, zamykając go. Spojrzałam w  bok, na jezdnię i pierwsze, co rzuciło mi się w oczy to Justin jadący na deskorolce. To on jeździ na deskorolce?! Dowiaduję się co raz to nowych rzeczy.
-Hej- krzyknął do mnie już  z daleka. Zaśmiałam się i odmachała mu. Chwilę później zjawił się przede mną. Mój telefon, w  kieszeni jeansów, zaczął dzwonić. Wygrzebałam go i nacisnęłam zieloną słuchawkę
-Tak Jack?- westchnęłam. Cały czas tylko praca i praca. Aż rzygać się chce.
-Hej, kochanie- odpowiedział jakby najmilszym głosem. Wywróciłam oczami.- Mam do ciebie sprawę, możesz do mnie wpaść po południu. Spojrzałam na zegarek z Elixy i zmrużyłam oczy.
-O 15 ci odpowiada?-powiedziałam powoli.
-Idealnie- cmoknął do telefonu. Jack czasami zachowuje się jak gej -,-. Bez czekania rozłączyłam się i schowałam telefon do kieszeni.
-Nawet rano obowiązki-mruknęłam do siebie.
-Stało się coś?-spytał brunet. O kuźwa, to on tu dalej jest?!
-Emm… tak – przytaknęłam. Z daleka zobaczyłam chłopaka o czarnych włosach . Zayn- pomyślałam. Podszedł do nas i przywitał się po przyjacielsku z Justinem. Spojrzał na mnie, ale nic nie powiedział. Czułam jakieś takie dziwne napięcie. Byłam pewna, że ten cały Harry coś mu nagadał. – Ja już pójdę- rzekłam i oddaliłam się od nich, zanim coś ktoś powiedział. Nagle na kogoś wpadłam.
-Witaj ponownie śliczna- odezwał się głos nade mną. Podniosłam wzrok i spojrzałam w  czarne oczy chłopaka, na którego wpadłam w piątek
-A ty jesteś?-spojrzałam na niego znudzona. Założyłam ręce na piersiach i przeniosłam ciężar ciała na lewą nogę.
-Jack, ale możesz mi mówić Głodny Tygrys. – w momencie, kiedy wypowiedział te słowa wybuchłam głośnym śmiechem. Głodny Tygrys? Haha, oryginalne.
-Sory, ale mnie na to nie naciągniesz. – wymamrotałam i chciałam go wyminąć, ale jednym ruchem rzucił  mnie na ścianę i przywarł do mnie swoim ohydnym ciałem. Zaczęłam się szarpać, ale ten włożył rękę pod moją bluzkę. – Kurwa, puszczaj mnie chuju- wysyczałam, ale to nic nie pomogło.
-Jack idioto, odsuń się. Kolejny raz przywalasz do laski u której nie masz szans. – głos Justina dostał się do moich ust.
-A co ty jesteś jakiś wyjątkowy, że możesz dotykać jej ciała.?- złapał za krawędź mojej tuniki i bez problemu rozdarł go. Został od szarpnięty zaraz po tym. Jak poparzona podbiegłam do Zayna i schowałam się za nim. Moje ciało się trzęsło. Chłopak ruszył w stronę Justina i pomógł mu dokopać mu. Kucnęłam na ziemi i złapałam za głowę. Wszystko wokół mnie wirowało. Niedługo po tym całkowicie zrobiło się ciemne
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~``
Obudziłam się w miękkim łóżku. Dziwne- pomyślałam. Lekko rozchyliłam oczy, ale zaraz po tym zamknęłam je przez rażące światło. Przetarłam je dłońmi i ponowiłam próbę. Podniosłam się na łokciach i rozejrzałam dookoła. Nie byłam u siebie. Nie wiem gdzie byłam, ale coś mi światło. Dopiero, gdy ponownie się rozejrzałam, doszłam do wniosku, że jestem u Justina. Podniosłam się ostrożnie na równe nogi i chwiejnym krokiem wyszłam z pokoju. W korytarzu nie było słyszeć nic, poza dwóch głosów. Jeden należał do bruneta, ale drugiego nie byłam w  stanie rozpoznać. Weszłam do salonu, a cztery pary oczu zwróciły się na mnie. Zmarszczyłam brwi i zamrugałam kilkakrotnie.
-Jak się czujesz?- odezwał się blondyn, chyba nazwał się Niall, ale nie jestem pewna.
-Nie wiem- odpowiedziałam skołowana. Moja głowa jakby wirowała. Oparłam się o ścianę, aby zachować równowagę.
-Chyba jednak nie-zaśmiał się Justin. Podszedł do mnie i jednym ruchem wziął na ręce. Czułam się nie komfortowo. – Moja mama za chwilę tu będzie i wymyśli co dalej. – powiedział, gdy usiadł z powrotem na kanapie ze mną.
-A nie możemy zadzwonić do mojej matki, albo Cary, czy Barbary- mruknęłam. Mimo, że byłam przytomna, to i tak mało kontaktowałam. Jakbym nie była w swoim ciele. Usłyszeliśmy trzask drzwiami.
-Justin!- zawołała jego mama.
-Tutaj, w salonie- odpowiedział jej. Kobieta weszła do pokoju
-Coś ty jej zrobił?-spytała zrezygnowana.
-Ja? Kompletnie nic. Weź jej telefon i zadzwoń do jej ojczyma. Jest w torebce- wskazał głową na torbę. Ona niepewnie wygrzebała z niej komórkę i odblokowała. Wybrała numer i przyłożyła do ucha.
Bez perspektywy.
Pattie wybrała numer do ojczyma Abi i przyłożyła telefon do ucha
-Abi, kochanie stało się coś?-Robert śpiesznie powiedział do słuchawki.
-Witam pana, przy telefonie matka jej kolegi.- mówi niepewnie, zerkając ukradkiem na swojego syna, który trzymał w ramionach brunetkę. Uśmiechnęła się lekko. Dla niej to był wręcz niespotykany widok.-Mój syn przywiózł ją do naszego mieszkania, po tym jak w  szkole źle się poczuła.
-Oh, pani jest matką Justina?-pyta mężczyzna. Pattie zmarszczyła brwi, zdziwiona faktem.
-Owszem- odpowiedziała niemal natychmiast.
-Rozumiem. Niech pani poda adres, wtedy zjawię się i zabiorę ją do domu- odpowiedział jej ciepło. Brunetka uśmiechnęła się sama do siebie. Szybko podała mu adres i po krótkim pożegnaniu rozłączyła się. Położyła ostrożnie telefon na stole i jeszcze raz spojrzała na syna.
-Lubisz ją co?-spytała go, siadając obok niego. Chłopak spojrzał na nią kompletnie speszony. Słowa jakby utknęły mu w gardle. Nie wiedział co jej odpowiedzieć. Lubił ją?  Lubić, lubił, ale nic poza tym. Uważał ją za kobietę mądrą i niezwykle piękną. Pierwszy raz nasunęło mu się pytanie, co ona tak właściwie w nim widzi. Nie był idealny. Nie miał nic poza wyglądem. Jego złocisto-brązowe włosy i piwne , z mieszanką zieleni, oczy były jego atutem. Od dłuższego czasu nie interesował go poważny związek. Nie odczuwał takiej potrzeby. Ale gdy spotkał ją jego przyzwyczajenia uległy zmianom. Już nie był tak do końca pewny, czy chodzi mu tylko o dobry seks. Chłopak wiedział, że w daleko w głębi duszy pragnie miłości innej, niż taki, czy rodzeństwa. Nie chciał jednak dopuścić do siebie tej wiadomości.

Czarne eleganckie audi zatrzymało się obok bloku, w którym mieszkał Justin. Opuścił pojazd, razem z lekarzem, z którym przyjechał. Oboje weszli do budynku i stanęli pod mieszkaniem z numer 6. Robert zapukał w wielkim wdziękiem. Chwilę później drzwi otworzyła mu niewysoka brunetka o błękitnych jak ocena oczach. Lubił takie kobiety. Kiwnięciem głowy przywitał ją.
-Pani Bieber- powiedział nienagannym tonem. Policzki brunetki przybrały różowy odcień.
-Panie Gilbert- poszła w jego ślady. Wpuściła ich do mieszkania i zaprowadziła do salonu, gdzie Justin dalej siedział z brunetką w ramionach. Podobało mu się jak tak bezwładnie była tak blisko jego ciała.
-Witaj, Justinie-odezwał się Robert
-Witam, pana – odpowiedział. Lekarz wszedł do pokoju. Brunet zaniósł Abi do swojego pokoju, gdzie ułożył ją ostrożnie na materacu. Wysoki, siwy już lekarz zamknął za sobą drzwi. Wszyscy usiedli w salonie.
-Dziękuję, że przyjechał pan tak szybko-odezwała się Pattie.
-Ohhh, jestem Robert- powiedział z uśmiechem.
-Pattie- odpowiedziała mu kobieta, rumieniąc się. Justin siedział, jedynie wpatrując się w okno, podczas, gdy swoje dorosłych było pogrążone w żywej rozmowie.

Do pokoju wszedł lekarz z kamiennym wyrazem twarzy.
-Panie Gilbert, Abigail jest strasznie osłabiona i moim skromnym zdaniem potrzebuje po prostu przerwy od wszystkiego. Stres wywołał takie skutki. Proszę mieć to na uwadze.- poprawił grube okulary na swoim nosie.
-Dziękuję Stefan- kiwnął głową.
-Robert, mam pewien pomysł- odezwała się Pattie. Wzrok Justina i mężczyzny padł na brunetkę- W weekend dzieci wyjeżdżają do swoich dziadków do Kanady, może Abi zabierze się z nimi? Taki odpoczynek. – Justin w duchu wręcz skakał z faktu, że jedzie do dziadków. Dawno ci nie widział, a poza tym spotka dawnych kolegów.
-Myślę, że to wspaniały pomysł. Gdzie właściwie oni mieszkają?-spytał, będąc niezwykle ciekawy tej informacji. Podobał mu się ten pomysł.
-Stratford w Ontario. – odpowiedziała kobieta.
-Wspaniale. Załatwię bilety na samolot na piątek rano. Dziękuję za to co robisz- ucałował jej dłoń, a ona ponownie zarumieniła się.
Justin? On po prostu siedział, analizując w myślach całą sytuację.  Dziewczyna, którą poznał parę dni temu, teraz leży w jego łóżku, wcale nie po wyczerpującym pieprzeniu i na dodatek jedzie z nim do dziadków. Wiedział, że jego matka coś kombinuje, ale nie wiedział co. Tego zamierzał się dowiedzieć. Miał rację, jego matka miała już gotowy plan na przyszłość swojego syna, w cale nie uwzględniając jego zdania. Pozostało jej przekonać tylko rodziców dziewczyny. Wiedziała, że się zgodzą. Musiała jedynie użyć dobrej gry słów i lekkiej manipulacji. 

3 komentarze: