Zaparkowałam swój samochód w podziemnym garażu. Opuściłam go
i podeszłam do bagażnika, by wyjąć walizki, ale Justin już tam był, robiąc to.
Zaśmiałam się i pokręciłam głową, kładąc ręce na biodrach. Na całe szczęście
siniaki już tak nie bolały. Po tym jak wyciągnęliśmy wszystkie swoje rzeczy z
auta, zamknęłam go. Brunet wziął do rąk moja i swoją torbę. Poszliśmy do windy,
która zawiozła nas na 35 piętro. Drzwi się rozsunęły, a ja jako pierwsza
wyszłam z windy i wyciągnęłam z torebki klucz z drzwi. Otwarłam je i weszłam do
środka. Od samego wejścia był wielki bałagan
-Justin, co ty tutaj wyprawiałeś?!- krzyknęłam.
-Co? Ja? Nic- od razu odpowiedział. Zmarszczyłam brwi i weszłam w głąb mieszkania. Moje oczy szeroko się otworzyły, a z ust wydobył się przeraźliwy pisk. Na podłodze znajdowała się czerwona ciecz, która prowadziła na taras. Moja klatka piersiowa zaczęły szybko się unosić. Pobiegłam w tym kierunku, ale stanęłam jak wryta w drzwiach. Moje ręce zaczęły się trząść.
-Justin!!- krzyknęłam, ale nie dostałam odpowiedzi. –Justin!!- krzyknęłam ponownie. W moich oczach unormowały się łzy, widząc martwe ciało jakiejś dziewczyny, w kałuży krwi. Odwróciłam się i weszłam do salonu. Moje oczy szeroko się otworzyły, gdy zobaczyłam blondyna- Andrewa. Oddech jakby zatrzymał mi się.
-Znów się spotykamy.- zaśmiał się. Nim się zorientowałam ruszyłam w ucieczkę. Dwie dusze ręce oplotły mnie w talii. Chciałam się wykręcić, ale jego uścisk był zbyt mocny. Nie wiedziałam co robię. Po prostu z całej siły ugryzłam go w rękę. Krzyknął i puścił mnie. Pędem rzuciłam się w stronę drzwi. Nie fatygowałam się nawet ich zatrzasnąć, tylko wbiegłam na schody i szybko przebierałam nogami po nich. Moje serce biło niebezpiecznie szybko, a oddech był nierówny- zapewne przez wysiłek. W garażu poziemnym wyciągnęłam klucze, których szukanie myślałam, ze zajęło mi wieczność. Wsiadłam do auta, a drzwi windy się rozsunęły, pokazując sylwetkę chłopaka. Odpaliłam samochód i ruszyłam nim na pełnym gazie. Odetchnęłam, gdy znalazłam się na drodze. Nie miałam pojęcia gdzie jechać. Nie przejmowałam się ograniczeniami prędkości, czy tym podobnym, tylko ze 100 na liczniku jechałam przed siebie. Zatrzymałam się dopiero przed mieszkaniem Harrego. Wyskoczyłam z auta, w pośpiechu je zamykając i w ekspresowym tempie wspięłam się po schodach ku jego mieszkaniu. Walnęłam w drzwi z całej siły. Nie przejmowałam się niczym
-Boże, co ty robisz?-warknął, gdy otworzył drzwi. Weszłam do mieszkania i oparłam się o ścianę. Zjechałam się po niej, a emocje, które we mnie siedziały, wypłynęły na wierzch. – masz zamiar mi powiedzieć, co do jasnej cholery wyczyniasz?-podniosłam głowę i spojrzałam na niego.
-Ja… Justin… zobaczyłam… on… uciekłam- zaczęłam przez szloch mówić przypadkowe części zdania
-Ta, bardzo dużo wiem- mruknął sarkastycznie.
-Musisz wrócić i mu pomóc- powiedziałam powoli.
-Komu?- westchnął i kucnął obok mnie.
-Justinowi. Nie wiem gdzie jest- otarłam łzy, ale to nic nie dało, bo moje policzki cały czas były mokre.
-Opowiedz mi to od początku- zażądał. Wzięłam głęboki wdech.
-Wróciliśmy z wakacji i weszliśmy do naszego mieszkania. I od razu, gdy się tam znalazłam zobaczyłam bałagan, więc zapytałam się go, czemu jest tak brudno. Nie wiedział. W salonie zobaczyłam sporo plam krwi, a na balkonie- zacięłam się. Nie umiałam jakoś tego wypowiedzieć. Kiwnął głową, że mam kontynuować. – martwą dziewczynę. Zaczęłam wołać go, ale nie wiem gdzie się podział. Zamiast niego w salonie był ten… no Andrew- przypomniałam sobie imię tego potwora. – On mnie złapał, ale ugryzłam go i przyjechałam tu- skończyłam swoją opowieść
-O kurwa jego mać- mruknął pod nosem i wstał. Szybko zarzucił na siebie kurtkę i chciał wyjść, ale go zatrzymałam
-Nie chcę zostać sama- jęknęłam zdesperowana. Moje ciało całe się trzęsło.
-Zadzwonię po Zayna- mruknął i wyciągnął telefon, a zaraz po tym opuścił swoje mieszkanie. Niepewnie podniosłam się na własne nogi i rozejrzałam po mieszkaniu. Minęło trochę, jak tu byłam, ale ono wciąż było takie samo.
Usiadłam na kanapie i nerwowo spojrzałam na swoje palce. Drzwi się otworzyły, a mnie serce podskoczył od gardła.
-Abi?-usłyszałam głos Zayna. Odetchnęłam z ulgą.
-Tutaj- odpowiedziałam, wciąż drżącym głosem. Do salonu wszedł brunet i spojrzał na mnie zaniepokojony. Usiadł obok mnie i spojrzał na mnie.
-Jak się czujesz?-spytał. Jak miałam się czuć? Sama tego nie wiem.
-Nigdy nie byłam w takiej sytuacji i nie wiem jak się czuję- westchnęłam- Boję się-szepnęłam.- nie tylko tego chłopaka, ale o Justina także-podniosłam wzrok i spojrzałam na Zayna.- Kurewsko mi na nim zależy i nie wiem co bym zrobiła, gdyby coś mu się stało.
-Rozumiem cię, my też nie chcemy, żeby stała mu się krzywda, ale przy takim stylu życia to prawie niemożliwe.- powiedział szczerze- Nie mam po co cię okłamywać. Musisz nauczyć się tak żyć, albo po prostu zniknąć z jego życia. Musisz podjąć decyzję, dopóki jest jeszcze na to szansa, bo później odwrotu nie będzie. – przytaknęłam mu. Co miałam zrobić? Odejść, czy zostać? Mimo, że czułam coś do niego, to nie wiem, czy to wystarczy.
-Chyba nie dam rady tego wytrzymać. To wasze życie nie moje- oznajmiłam cicho. – Nie wiem, czy to wszystko jest warte tego. Może wy umiecie tak żyć, ale ja chyba nie- spuściłam wzrok. Byłam rozdarta. Chciałam zostać, ale jestem na to wszystko za słaba.
-Rozumiem cię- przyznał- Perrie też nie wytrzymała- westchnął. Spojrzałam na niego zdzwiona tą informacją
-Przykro mi- oblizałam wargi.
-Nie musi. Wybrała jak uważała. Nie winię jej za to. Na jej miejscu też bym uciekł daleko od takiego życia. – czemu ta decyzja była tak trudna? Było by prościej, gdybym mogła od razu podjąć decyzję.
-Justin, co ty tutaj wyprawiałeś?!- krzyknęłam.
-Co? Ja? Nic- od razu odpowiedział. Zmarszczyłam brwi i weszłam w głąb mieszkania. Moje oczy szeroko się otworzyły, a z ust wydobył się przeraźliwy pisk. Na podłodze znajdowała się czerwona ciecz, która prowadziła na taras. Moja klatka piersiowa zaczęły szybko się unosić. Pobiegłam w tym kierunku, ale stanęłam jak wryta w drzwiach. Moje ręce zaczęły się trząść.
-Justin!!- krzyknęłam, ale nie dostałam odpowiedzi. –Justin!!- krzyknęłam ponownie. W moich oczach unormowały się łzy, widząc martwe ciało jakiejś dziewczyny, w kałuży krwi. Odwróciłam się i weszłam do salonu. Moje oczy szeroko się otworzyły, gdy zobaczyłam blondyna- Andrewa. Oddech jakby zatrzymał mi się.
-Znów się spotykamy.- zaśmiał się. Nim się zorientowałam ruszyłam w ucieczkę. Dwie dusze ręce oplotły mnie w talii. Chciałam się wykręcić, ale jego uścisk był zbyt mocny. Nie wiedziałam co robię. Po prostu z całej siły ugryzłam go w rękę. Krzyknął i puścił mnie. Pędem rzuciłam się w stronę drzwi. Nie fatygowałam się nawet ich zatrzasnąć, tylko wbiegłam na schody i szybko przebierałam nogami po nich. Moje serce biło niebezpiecznie szybko, a oddech był nierówny- zapewne przez wysiłek. W garażu poziemnym wyciągnęłam klucze, których szukanie myślałam, ze zajęło mi wieczność. Wsiadłam do auta, a drzwi windy się rozsunęły, pokazując sylwetkę chłopaka. Odpaliłam samochód i ruszyłam nim na pełnym gazie. Odetchnęłam, gdy znalazłam się na drodze. Nie miałam pojęcia gdzie jechać. Nie przejmowałam się ograniczeniami prędkości, czy tym podobnym, tylko ze 100 na liczniku jechałam przed siebie. Zatrzymałam się dopiero przed mieszkaniem Harrego. Wyskoczyłam z auta, w pośpiechu je zamykając i w ekspresowym tempie wspięłam się po schodach ku jego mieszkaniu. Walnęłam w drzwi z całej siły. Nie przejmowałam się niczym
-Boże, co ty robisz?-warknął, gdy otworzył drzwi. Weszłam do mieszkania i oparłam się o ścianę. Zjechałam się po niej, a emocje, które we mnie siedziały, wypłynęły na wierzch. – masz zamiar mi powiedzieć, co do jasnej cholery wyczyniasz?-podniosłam głowę i spojrzałam na niego.
-Ja… Justin… zobaczyłam… on… uciekłam- zaczęłam przez szloch mówić przypadkowe części zdania
-Ta, bardzo dużo wiem- mruknął sarkastycznie.
-Musisz wrócić i mu pomóc- powiedziałam powoli.
-Komu?- westchnął i kucnął obok mnie.
-Justinowi. Nie wiem gdzie jest- otarłam łzy, ale to nic nie dało, bo moje policzki cały czas były mokre.
-Opowiedz mi to od początku- zażądał. Wzięłam głęboki wdech.
-Wróciliśmy z wakacji i weszliśmy do naszego mieszkania. I od razu, gdy się tam znalazłam zobaczyłam bałagan, więc zapytałam się go, czemu jest tak brudno. Nie wiedział. W salonie zobaczyłam sporo plam krwi, a na balkonie- zacięłam się. Nie umiałam jakoś tego wypowiedzieć. Kiwnął głową, że mam kontynuować. – martwą dziewczynę. Zaczęłam wołać go, ale nie wiem gdzie się podział. Zamiast niego w salonie był ten… no Andrew- przypomniałam sobie imię tego potwora. – On mnie złapał, ale ugryzłam go i przyjechałam tu- skończyłam swoją opowieść
-O kurwa jego mać- mruknął pod nosem i wstał. Szybko zarzucił na siebie kurtkę i chciał wyjść, ale go zatrzymałam
-Nie chcę zostać sama- jęknęłam zdesperowana. Moje ciało całe się trzęsło.
-Zadzwonię po Zayna- mruknął i wyciągnął telefon, a zaraz po tym opuścił swoje mieszkanie. Niepewnie podniosłam się na własne nogi i rozejrzałam po mieszkaniu. Minęło trochę, jak tu byłam, ale ono wciąż było takie samo.
Usiadłam na kanapie i nerwowo spojrzałam na swoje palce. Drzwi się otworzyły, a mnie serce podskoczył od gardła.
-Abi?-usłyszałam głos Zayna. Odetchnęłam z ulgą.
-Tutaj- odpowiedziałam, wciąż drżącym głosem. Do salonu wszedł brunet i spojrzał na mnie zaniepokojony. Usiadł obok mnie i spojrzał na mnie.
-Jak się czujesz?-spytał. Jak miałam się czuć? Sama tego nie wiem.
-Nigdy nie byłam w takiej sytuacji i nie wiem jak się czuję- westchnęłam- Boję się-szepnęłam.- nie tylko tego chłopaka, ale o Justina także-podniosłam wzrok i spojrzałam na Zayna.- Kurewsko mi na nim zależy i nie wiem co bym zrobiła, gdyby coś mu się stało.
-Rozumiem cię, my też nie chcemy, żeby stała mu się krzywda, ale przy takim stylu życia to prawie niemożliwe.- powiedział szczerze- Nie mam po co cię okłamywać. Musisz nauczyć się tak żyć, albo po prostu zniknąć z jego życia. Musisz podjąć decyzję, dopóki jest jeszcze na to szansa, bo później odwrotu nie będzie. – przytaknęłam mu. Co miałam zrobić? Odejść, czy zostać? Mimo, że czułam coś do niego, to nie wiem, czy to wystarczy.
-Chyba nie dam rady tego wytrzymać. To wasze życie nie moje- oznajmiłam cicho. – Nie wiem, czy to wszystko jest warte tego. Może wy umiecie tak żyć, ale ja chyba nie- spuściłam wzrok. Byłam rozdarta. Chciałam zostać, ale jestem na to wszystko za słaba.
-Rozumiem cię- przyznał- Perrie też nie wytrzymała- westchnął. Spojrzałam na niego zdzwiona tą informacją
-Przykro mi- oblizałam wargi.
-Nie musi. Wybrała jak uważała. Nie winię jej za to. Na jej miejscu też bym uciekł daleko od takiego życia. – czemu ta decyzja była tak trudna? Było by prościej, gdybym mogła od razu podjąć decyzję.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Drzwi się otworzyły, a do środka wszedł Harry. Od razu podniosłam się z miejsca i podeszłam do niego.
-Co z Justinem, gdzie on jest?-spytałam zdesperowana.
-Leży u twojego ojca w mieszkaniu- oznajmił. Co?
-Jak to leży?-zdziwiłam się.
-Andrew dźgnął go nożem- wyjaśnił.
-Zawieś mnie tam-rozkazałam. Czułam potrzebę, że musiałam tam jechać. Ciągła mnie do niego niewidzialna siła. W moim żołądku czułam ucisk, który zaciskał się coraz bardziej.
-Nie sądzę, aby był to dobry pomysł – spojrzał na mnie wymownie. Zacisnęłam zęby.
-Nie obchodzi mnie to. Albo mnie tam zawieziesz, albo sama tam pójdę-posłałam mu pioruny.
-Zabije mnie-westchnął- Dobra, ubieraj buty,-szybko wsunęłam na nogi balerinki i wyszłam za nim z mieszkania. Bez słowa opuściliśmy budynek i wsiedliśmy do jego samochodu. Droga nie był długa, ale minęła nam w niezręcznej ciszy. Wreszcie zatrzymał się na przedmieściach Nowego Jorku. Domki były małe, ale za to ładne. Tu mieszkał mój ojciec? Nieźle. – To ten- wskazał na budynek obok nas. Przytaknęłam i opuściłam samochód. Szybkim krokiem przeszłam przez podjazd i stanęłam pod drzwiami. Zapukałam kilkakrotnie. Chwilę później w drzwiach stanął mój ojciec.
-Cześć- powiedziałam cicho.
-Witaj, kochanie- odsunął się w bok, aby dać mi przejść. Skinęłam głową i znalazłam się w środku. Zdjęłam buty z nóg i rozejrzałam się po holu. Ściany były beżowe, a podłoga z ciemnego drewna. – Zgaduję, że przyszłaś do Justina- przytaknęłam. – Zaprowadzę cię.
**********************************8
Przepraszam, że tak długo czekaliście. Nie mogłam jakoś zabrać się za ten rozdział, zwlekałam z nim ;|. Zbliżamy się do końca 1 części. A potem nie wiem co będzie. nie będę pisać 2 części od razu. Muszę " oczyścić" umysł i otworzyć się na nowe pomysły ;).
Drzwi się otworzyły, a do środka wszedł Harry. Od razu podniosłam się z miejsca i podeszłam do niego.
-Co z Justinem, gdzie on jest?-spytałam zdesperowana.
-Leży u twojego ojca w mieszkaniu- oznajmił. Co?
-Jak to leży?-zdziwiłam się.
-Andrew dźgnął go nożem- wyjaśnił.
-Zawieś mnie tam-rozkazałam. Czułam potrzebę, że musiałam tam jechać. Ciągła mnie do niego niewidzialna siła. W moim żołądku czułam ucisk, który zaciskał się coraz bardziej.
-Nie sądzę, aby był to dobry pomysł – spojrzał na mnie wymownie. Zacisnęłam zęby.
-Nie obchodzi mnie to. Albo mnie tam zawieziesz, albo sama tam pójdę-posłałam mu pioruny.
-Zabije mnie-westchnął- Dobra, ubieraj buty,-szybko wsunęłam na nogi balerinki i wyszłam za nim z mieszkania. Bez słowa opuściliśmy budynek i wsiedliśmy do jego samochodu. Droga nie był długa, ale minęła nam w niezręcznej ciszy. Wreszcie zatrzymał się na przedmieściach Nowego Jorku. Domki były małe, ale za to ładne. Tu mieszkał mój ojciec? Nieźle. – To ten- wskazał na budynek obok nas. Przytaknęłam i opuściłam samochód. Szybkim krokiem przeszłam przez podjazd i stanęłam pod drzwiami. Zapukałam kilkakrotnie. Chwilę później w drzwiach stanął mój ojciec.
-Cześć- powiedziałam cicho.
-Witaj, kochanie- odsunął się w bok, aby dać mi przejść. Skinęłam głową i znalazłam się w środku. Zdjęłam buty z nóg i rozejrzałam się po holu. Ściany były beżowe, a podłoga z ciemnego drewna. – Zgaduję, że przyszłaś do Justina- przytaknęłam. – Zaprowadzę cię.
**********************************8
Przepraszam, że tak długo czekaliście. Nie mogłam jakoś zabrać się za ten rozdział, zwlekałam z nim ;|. Zbliżamy się do końca 1 części. A potem nie wiem co będzie. nie będę pisać 2 części od razu. Muszę " oczyścić" umysł i otworzyć się na nowe pomysły ;).